wtorek, 30 kwietnia 2013

Hity kwietniowe.

Oj było w tym miesiącu parę rzeczy które wzbudziły we mnie zachwyt/podziw/ łezkę/euforię etc.
Wymienię tu wszystko co wywołało u mnie efekt "hello kitty"(maślane oczka i dźwięk "jaaaa")

Absolutny numer jeden:


Oliwa z oliwek dobra na wszystko.

Taka zwykła kupiona w Biedronce. Zakupiona z myślą o olejowaniu włosów i jako że do do tego celu nadała się średnio, to wpływ na moją skórę miała spektakularnie zbawienny. Wcześniej zużywałam po 2 opakowania balsamów nawilżających na miesiąc bez zadowalającego skutku. Do tego miałam problemy z zapaleniem mieszków włosowych na łydkach, przez co były one "udekorowane" całą masą drobnych krostek. Dłonie chłoną oliwę przy olejowaniu włosów i ciała, więc krem do rąk też poszedł w odstawkę.
Któregoś razu po kąpieli pomyślałam sobie "a maznę się tą oliwą, jak niemowlaczkom dobrze robi, to czemu nie mnie?". Efekt - miękka i nawilżona skóra od razu po. Balsam do ciała Isany który kupiłam przed tym odkryciem miesiąca (jeśli nie roku), stoi nie otwarty nawet, bo nie było potrzeby. Łydki odetchnęły od krostek (ufff!), włosy są zadowolone, do smażenia awaryjnie czasami.. Nadała się nawet awaryjnie jako lubrykant, jeśli oczywiście nie używa się prezerwatywy... 
Za cenę w Biedronce 10-11 zł za 750 ml to naprawdę hicior, wydajna bo po miesiącu używania ubyło jej raptem 1/6. Plus ładnie wygląda na biurku. Warto spróbować.

Numer dwa:


Maska do włosów Alterra Aloes i Granat.

Za zniewalający subtelny zapach i podkreślenie skrętu moich loczkardów. Nie obciąża (pomimo że mam cienkie włosy) pozostawia je miękkie i lśniące. Nie podrażnia, łatwo ją rozprowadzić i zmyć. Butelka, czy raczej tubka miła w dotyku, miękka, no taka kuti kuti. Zachwycam się bo to moja pierwsza w życiu maska do włosów!
Nie zawiera silkonów ani całej reszty tego syfu którego lepiej unikać w produktach do włosów.
Dostępna w Rossmanie za cenę jakieś 9 zł za 150 ml. Dla mnie bomba. Używam dwa razy w tygodniu po każdym myciu. Moje suche włosy nadal piją.  


Numer trzy:


Jabłka kupowane w sklepiku sąsiada.

Jedno dziennie, ze skórką, obkrojone z pestek i tych twardych osłonek komory pestkowej czy jak to tam się nazywa. Świetne jako przekąska, do pochrupania (uwielbiam twarde jabłka).


Jako bonus serducho.



Zrobione przez moje dziecię lat 7. No i weź tu się człowieku nie rozklej.

Mehbka

czwartek, 25 kwietnia 2013

Wierzbiście

Zrobiło się ciepło, zachciało mi się ogrodu, jak zwykle zresztą na wiosnę. Od trzech lat mieszkam na wsi w domu z ogrodem, który zastałam zawalony gratami,  zarośnięty chwastem wszelkim i zdawać by się mogło że bez przyszłości. Ale nie gdy Mehbka jest na pokładzie!
Przez trzy lata odgruzowałam nieco odchwaściłam, posadziłam parę roślinek i jest do ludzi, chociaż nadal nie tak pięknie jakbym chciała. Do rzeczy.

Dawno temu odkryłam że wierzby wszelkie niesamowicie łatwo i bezproblemowo puszczają korzenie, więc pewnym było że wierzby będą swoistym "Must Have" mojego ogrodu.

Wystarczy gałązka zerwana z drzewa i wsadzona do wody na jakiś tydzień może dwa i puszcza
korzonki. Taką można już wsadzać do ziemi, trzeba tylko często podlewać bo lubią wilgoć. Do tej pory rwałam jakieś takie krzakowate wierzby, nie znam nawet nazwy (hahaha amator ze mnie), ale na ostatnim spacerze z Minkiem trafiliśmy na krajobraz po wycince gałęzi z nadbrzeżnych wierzb. Tych płaczących. Wzięłam całe naręcze do domu i na tydzień wrzuciłam do wody. Dziś już posadzone i puszczają pączki. Za chwilę idziemy po jeszcze bo zabrakło kilku do obsadzenia płotu. Przy okazji wymyślimy (Minek wymyśli) jakąś furtkę by mi pies nie właził.

Wierzbka zajęła zaszczytne miejsce na rabatce.
Widać jeszcze pozimowy syf i parę chwastów, odchwaszczanie zostawię na inną okazję, najpierw wierzby.

Mehbka


piątek, 19 kwietnia 2013

O hodowli Zamioculcasa słów kilka.

Ot wiadomo Mehbka lubi rośliny. Od zawsze. Jednak nie zawsze było tak, że rośliny lubiły Mehbkę. Przed dwudziestym rokiem życia więdło u Mehbki wszystko i namiętnie, nawet kaktusy... Zmowa jakaś? Wiedziona doświadczeniem, Mehbka zaniechała wszelkich zapędów roślinno - ogrodniczych, przekonana że   nie ma ręki do kwiatów (bo są i tacy ludzie). Może było to spowodowane wieloletnią depresją, może czymś zupełnie innym. 2010 rok przyniósł zmiany, na horyzoncie pojawił się Minek i kawałek po kawałku zaczął Mehbkę z deprechy wyciągać. Tak po prostu, samą obecnością. Wtedy razem z uczuciem do Minka zakwitła miłość do roślin. Mehbce się zamarzyło coś płożącego jakiś bluszcz albo co. Próby ukorzenienia leśnego bluszczu spełzły na niczym. Jako że nie było  biedronce bluszczu, Mehbka skusiła się na Epipremnum aureum.

Nie będę tu pisać o pielęgnacji roślin, bo to temat rzeka. Będzie krótko o moim ulubionym chwastku trującym zresztą...
Hend Mejd osłonka na doniczuszkę.

Potem przyszedł czas na Zamioculcasy. Urzekły Mehbkę ciemną zielenią i kształtem liści, oraz tym że nie potrzebują dużo wody. Kupiła sztuk dwie, cieszyła się nimi do czasu gdy jedna z gałązek się nie ułamała. Co teraz olaboga, szukać w necie czy da się biduline uratować? Na ten czas gałązka trafiła do kubka z wodą. co się potem okazało, że zupełnie wystarczy dać ją do suchej ziemi i podlewać czasem. Można też potraktować ukorzeniaczem, co w wypadku pierwszej gałązki nie zostało zrobione.
Obiecali na jakimś forum, że po jakimś czasie tupka ( łodyżka ) powinna wytworzyć bulwę a od bulwy już tylko mały kroczek do nowego pędu. co kilka dni było rozgrzebywane by sprawdzić czy się wytwarza bulwa. Oj niecierpliwa Mehbka, ale faktycznie po jakimś miesiącu, gdy listki i łodyżka prawie całkowicie uschły, na tupce pojawiła się bulwa. I niedługo później z tej bulwy wyrosło małe cuś:

Mój mały Culcasik dzień po dniu.
Nie urósł duży, specjalnie dla niego Mehbka kupiła we Frankfurcie mikro doniczkę i go do niej posadziła (Zamioculcasy lepiej rosną wzwyż jak bulwa ma ciasno).

Culcasik i Aniołek od kogoś kto odegrał w moim życiu b. ważną rolę. Murmylek (namniejsszy rozmiar) dla porównania.
Po roku wypuścił drugi pęd i od tamtego czasu tak sobie trwa, niewiele urósł, raptem 2 cm, Mehbka kibicuje mu gorąco nawet zrobiła mu hend majd osłonkę na doniczkę ( zdjęcie z początku posta ).
Tych ułamanych - posadzonych gałązek są już dwie i chyba puszcza bulwę trzecia, już bez rozgrzebywania i podglądania postępów - one chyba tego nie lubią...

Dorosłe osobniki są naprawdę piękne i okazałe, łodygi mogą mieć nawet kilkadziesiąt centymetrów wysokości!

Foto poradnikogrodniczy.pl
A wy macie jakieś ulubione rośliny, które potraficie rozmnażać?


Mehbka

niedziela, 14 kwietnia 2013

Mehbki powrót do blogowania.

Zaczęło się od włosów. A może od wiosny...


Od włosów. Kota tylko Mehbka wpuści...
Tak, definitywnie zaczęło się od włosów. Mehbka zauważyła, że po 15 latach farbowania, prostowania suszenia i zaniedbywania, tu niespodzianka - są zniszczone! No to dawaj szukać w necie antidotum na łamliwe i wypadające włosy. Znalazła, przetestowała, wydała majątek, wkurwiła męża i przy okazji odkryła, że ma kręcone/falowane włosy. Lepiej późno niż wcale, prawda?

Boo hoo, Mehbka nigdy nie będzie miała lśniącej tafli...

Tu przy okazji pragnie Mehbka zaznaczyć że blog nie będzie o włosach. Włosy dały mu tylko początek.
Będą może jakieś fotki Mehbki włosków,  więcej będzie marudzenia, chwilowych fascynacji, ogródek, żarełko i tym podobne. Będzie sadzenie drzew, dbanie o trawnik, włosy męża, domowa hodowla trujących roślin i tym podobne pierdoły. Wielce możliwe, że blog zakończy żywot z końcem lata. 

Skąd w ogóle we łbie Mehbki wziął się pomysł na bloga?
Otóż Mehbka jechała któregoś ranka pekaesem w stronę Suwałk, słonko świeciło jej w pysk, mąż chrapał na siedzeniu obok a ona pomyślała sobie "hej mogłabym to opisać na blogu... ehm ale przecież ja nie mam bloga...". Swoje trzy grosze dołożyły loczkardy*, które gorliwie domagały się publikacji ich postępów w pielęgnacji.

PS. Ostatni raz blogowałam, mając lat szesnaście. Miałam wtedy nick Nospa na mylogu.


* Loczkardy - tak Mehbka mówi o swoich włosach, niepokornych, wrednych, upartych falach.


Mehbka


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...